Akustyczny ogień
Budka Suflera kończy karierę, ale mam dla Was dobrą wiadomość. Zespół BRACIA jest jak najbardziej godnym następcą. Bracia Piotr i Wojtek Cugowscy robią furorę na scenie, a towarzyszący im muzycy dopełniają czarującego obrazka.
Sprzedaż biletów na koncert lubelskiego zespołu BRACIA ruszyła kilka miesięcy temu i cieszyła się ogromnym zainteresowaniem. Z zachwytem obserwowałam malejącą liczbę wolnych miejsc. Wczoraj zaś o godzinie 19:00 sala widowiskowa Chełmskiego Domu Kultury wypełniła się po brzegi. Gościła i młodszych i starszych i aż miło było popatrzeć, że mężczyźni, którzy na dobrą sprawę są bożyszczami nastolatek, zachwycają także pokolenie ludzi mogących być moimi rodzicami. Cudownie, że mimo różnicy wieku chełmianie potrafią się razem bawić.
Pierwsze, co rzuciło się w oczy widzów to scena. Prócz obecności instrumentów, umieszczone zostały na niej lampy w starszym stylu z pomarańczowymi lub czerwonymi abażurami. Początkowo nieco zaskoczył ten widok, ale z każdą kolejną minutą dodawały one blasku i specyficznego klimatu, szczególnie, gdy już zaczęły się świecić.
Muzycy przy akompaniamencie głośnych oklasków i wiwatów wyszli na scenę. Już od pierwszych dźwięków wiadome było, że koncert będzie wspaniały. Fenomenalna gra gitar akustycznych, szczególnie Wojtka, choć i Jarkowi nie można odmówić kunsztu. Czarowali nas tak przez dwie godziny i na poważnie zakochałam się w tych dźwiękach. Raz mocne, zdecydowane szarpnięcia, innym razem delikatne, niemal niezauważalne drgnięcia strun. Tomek, basista miał tak hipnotyzujący wzrok ogarniający całą salę, że aż ciary po plecach przechodziły. A dźwięk basu, powinniście to usłyszeć! Perkusja? Nie od dziś wiadomo, że mam słabość do perkusistów. Podziwiam ich koordynację wzrokowo-ruchową, która przekracza moje wszelkie wyobrażenia. Bartek nie dość, że gra na najwyższym poziomie, to jeszcze świetnie się przy tym bawi. Dodatkowym atutem był akompaniament menagera zespołu, który zagrał m.in. na akordeonie, instrumentach klawiszowych, bębnie czy grzechotkach. Taka sytuacja. Co więcej, koncert akustyczny miał w sobie takiego Powera, że akustyki nie było czuć w akustycznych gitarach. Był ogień, była moc. Chcę jeszcze!
Głównymi włodarzami sceny byli nietuzinkowi Bracia Cugowscy. Wojtek przygrywał na gitarze, ale także mieliśmy okazję słyszeć jego wokal wspomagający. Piotr, cóż, słuchając występu nie można się opędzić od wrażenia, że niczym nie rożni się od wokalu z płyt. Jego forma, ruch sceniczny pokazują, że jest zespolony ze sceną i z muzyką, którą prezentuje. Wielokrotnie podchodził na sam brzeg sceny, zachęcał do wspólnego śpiewania, nawiązywał z publicznością bliższy kontakt. Ponadto docenić trzeba smaczny dowcip i humor Cugowskich. Tekst o grze na „gitarze z Lidla” i „szafce z Ikei” przejdzie do historii CHDKu. Podobnie z resztą tekst o „przepisach z pierwszego rzędu”, picie naszego zdrowia wodą mineralną, czy „laleczki woo-doo”, ale to przecież Anioły dla Aniołów, jak rzekła Pani Dyrektor CHDKu i zaiste prawda to.
Panowie zagrali mnóstwo utworów zarówno z poprzednich płyt, jak i z tej najbardziej hucznej i znanej „Zmienić zdarzeń bieg”, która przyniosła im największy sukces w dotychczasowej karierze. Mnie osobiście urzekła aranżacja utworu „Parnassus”. Nie jest to mój ulubiony utwór, ale wykonali go tak, że dosłownie wcisnęło mnie w fotel. Chciałabym usłyszeć to jeszcze raz. Chłopaki dołożyli do pieca szczególnie przy takich utworach jak „Pójdę do piekła” czy „Jak ogień”. Pożarła nas także „Machina”, lecz w tym pozytywnym sensie. Daliśmy się porwać genialnemu tekstowi i tym razem wcale nie chcieliśmy się wydostawać z zębatych kół, które nas rozkruszały. Absolutnie akustyczna wersja z największym płomieniem.
W trakcie utworów balladowych takich jak „Moja przystań” słychać było w głosie Piotra melancholijność i jakiś rozdzierający smutek. No coś cudownego. I skąd w chłopakach taka moc? Mogliśmy również śpiewać z zespołem wiele kawałków, ale największą radochę przyniósł utwór „Wierzę w lepszy świat”, kiedy wszyscy wstali z krzeseł, śpiewali, klaskali. Pięknie! Koniec końców dzięki Braciom chciałoby się powiedzieć „Jutro zmienię wszystko” i wcielić zamiar w życie, byleby nie zgubić się w poplątanym życiu, nie stanąć „Nad przepaścią”, nad którą utknie się z pytaniami o to czy nie można się zatrzymać, zastanowić, zmienić. Przepiękny tekst Edyty Bartosiewicz i powiem szczerze, że szkoda, że artystka z nimi nie wystąpiła. To by było dopiero coś. Niemniej jednak, aż łezki stanęły w oczach na ten utwór. W końcu „Nie jestem święty” bo nie raz diabeł skusił, nie raz ktoś odebrał coś cennego. A przy tym kolejny ogień, ogień, ogień. „Jeszcze raz” czy tu trzeba coś mówić? Piosenka o niezależności, indywidualności i marzeniach, które się spełnia za wszelka cenę.
Bardzo uradował mnie fakt, że zagrali utwór zatytułowany „Szara twarz”. Uwielbiam i usłyszenie go na żywo dało mi naprawdę ogrom satysfakcji. Koniec końców, mamy dla ludzi taką szarą, nieprzejednaną twarz, bez emocji, budujemy mur, który ciężko innym jest zburzyć. I czasami znajdujemy się „Po drugiej stronie chmur”. To kolejny poruszający utwór, który z resztą należy do moich ulubionych i najbardziej do mnie przemawiających. W końcu nie raz człowiek musi znaleźć w sobie siłę, żeby się podnieść, otrzepać z kurzu i iść dalej z podniesioną głową, nie zwracając uwagę na siniaki. Z resztą w tym momencie Piotr wspaniale współgrał z chełmską publicznością, a przy tym jego mimika twarzy odzwierciedlała klimat utworu. Podobnie z resztą było z równie poruszającym „Za szkłem”.
Nie można nie wspomnieć o małej zamianie, kiedy na głównym wokalu zaśpiewał dla nas Wojtek. Było to zaskoczeniem, ale także miłą odmianą. Mogliśmy poznać umiejętności wokalne obydwu synów niekwestionowanego króla polskiej estrady. No i cóż… Wojtek ze swym naturalnym humorem porwał publiczność zarówno utworem w języku polskim pt. „Jesteś częścią mnie” jak i zaśpiewanym po angielsku, energetyzującym coverem Davida Bowie „Let’s Dance”. Odnośnie zaś pierwszego utworu, na moment wesoły Wojtek stał się spokojny i taki… no dziewczyny, na pewno wy zrozumiecie o czym mówię. Przecież to taki utwór, że każda kobieta chciałaby usłyszeć od swojego mężczyzny takie słowa „Nie kochałem nigdy tak, nie kochałem tak jak ciebie. Ty jesteś lepszą częścią mnie”.
„To jest mój dzień” chciałoby się na koniec zaśpiewać razem z chłopakami, tym bardziej, że ja uwielbiam takie dni jak ten wczorajszy. Koncerty zawsze działają na mnie pozytywnie, szczególnie jeśli muzyka jest porządna, towarzystwo najlepsze, a na koniec można sobie zrobić z gwiazdami pamiątkowe zdjęcie. Największą bolączką jest to, że nigdy nie ma możliwości porozmawiania ze swoimi idolami. Ale i do tego kiedyś dojdę. A co! :)
Angelika Gugułka